Lemoniada z shiso marzyła mi się od czasu, kiedy zobaczyłam na nią przepis na tym blogu (klik). I chociaż najpierw trzeba ugotować i schłodzić syrop, gdy już go mamy, wystarczy wymieszać go z sokiem z cytryny i rozcieńczyć wodą gazowaną. A syrop, wiadomo, można zrobić na zapas i trzymać w lodówce. Proste? Proste.
Ciemnozielone lub czerwono-fioletowe liście shiso, o niezwykłym zapachu i smaku są pewnie trudnodostępne w Polsce. Jeśli jednak udałoby się wam na nie natknąć, koniecznie ich spróbujcie. Shiso to ich najpopularniejsza nazwa, używana nie tylko Japonii. Inną, często spotykaną ich nazwą tej rośliny jest perilla, po polsku zwana pachnotką. Ładnie, prawda? W Korei poznałam je jako „dziki sezam”, choć z sezamem tak naprawdę nie mają nic wspólnego. Są za to spokrewnione z miętą, co da się wyczuć po ich mocnym, odświeżającym smaku. Odmiana rosnąca w Korei smakuje zresztą nieco inaczej niż japońskie shiso – trochę jak mięta, trochę jak werbena i melisa, ze sporą domieszką cytrusów, pieprzu i jabłka. Jednej i drugiej odmiany można użyć do zrobienia pysznej, orzeźwiającej lemoniady.
Syrop aromatyzowany liśćmi shiso świetnie smakuje też w drinkach z wódką – nieco podobnie do swojskiej Żubrówki. Polecam na letnie przyjęcia w ogrodzie!
Lemoniada z shiso
na ok. 1½ litra
- ¾ szklanki syropu z shiso
- ½ szklanki soku z cytryny
- 10-15 kostek lodu
- 3-4 szklanki wody gazowanej
Syrop wymieszaj w dużym dzbanku z sokiem z cytryny. Dosyp lodu i rozcieńcz wodą gazowaną.
Syrop aromatyzowany liśćmi shiso
- 1 szklanka wody
- ½ szklanki cukru
- 10 liści shiso/perilli, pociętych w paski
Wodę zagotuj z cukrem. Gotuj 10 minut, aż cukier się rozpuści. Zdejmij z ognia, wymieszaj z liśćmi shiso, przykryj i odstaw na 10 minut. Syrop przecedź i zostaw do schłodzenia. Liście wyrzuć.
Wychodzi około ¾ szlanki syropu.
Do zrobienia syropu użyłam dużych (trochę większych niż dłoń) liści koreańskiej perilli.
Bardzo intryguje! Pomarzę tylko 🙂
Marzenia mają w zwyczaju się spełniać 🙂
ciekawy pomysł:)
Uwielbiam takie egzotyczne pomysły. Mam nadzieję, że znajdę.
W Berlinie pewnie bez problemu.
Intrygujące 🙂
Choć tutaj takich cudów na pewno nie kupię…
Gin, nigdy nie wiadomo… Gdybyś jednak dostała, to już nie musisz się zastanawiać, co z tym zrobić 😉