Przepis na włoskie klopsy w sosie pomidorowym znalazłam w magazynie Saveur jakiś rok temu. Od tamtej pory robiłam je już kilka razy, czasem z małymi modyfikacjami, zawsze z bardzo dobrym rezultatem. Śmiało mogę teraz powiedzieć, że to jedne z moich ulubionych klopsów. Musiały więc trafić i na blog. Kiedy jednak weszłam na stronę gazety, żeby zalinkować oryginalną recepturę, okazało się, że te skromne klopsy wzbudzają niezłe emocje wśród komentujących.
O co chodzi? Zdaje się, że o nazwę. Komentujący mają problem z ich niedostateczną klasycznością (a w domyśle – także włoskością). Dla jednych te włoskie klopsy mają za dużo w nich przypraw, dla innych są to przyprawy niewłaściwe, nie takie składniki, z jakich robiła je czyjaś włoska babcia, względnie nie ten sposób przygotowania. Kryteria oceny zawyżał też pewnie fakt, że danie to, a razem z nim ponad dwadzieścia innych, firmowane było hasłem Greatest Meals Ever. Tyle, że komentujący nie wzięli pod uwagę bardzo ważnego, moim zdaniem, aspektu – najwspanialszy posiłek w życiu wcale nie musi być wykonany zgodnie z wszelkimi prawidłami sztuki. Czasem wystarczy, że ugotuje go ktoś dla nas ważny, a od perfekcyjnego wykonania ważniejsze jest, w jakich okolicznościach i z kim go spożywaliśmy. To emocje mu towarzyszące zapadają nam w pamięć i sprawiają, że w pewnym wypadku, klopsy z kminem, zamiast zostać zaliczone do wykroczeń przeciwko włoskiej kulturze kulinarnej, mogą się nam zapisać w pamięci, jako najwspanialszy posiłek w życiu.
Lubię dyskutować o jedzeniu. Nawet spierać się o skład potraw i właściwość takiej, czy innej nazwy. Ale koniec końców, najważniejsze jest, żebyśmy smacznie zjedli. A te klopsy, klasyczne czy nie, są przede wszystkim bardzo dobre. Na szczęście, większość komentujących przepis jest tego samego zdania.
Włoskie klopsy w sosie pomidorowym
wychodzą 24 klopsy (4-6 porcji)
- 350 g mielonej wołowiny
- 350 g mielonej wieprzowiny
- 150 g wędzonego boczku, zmielonego lub bardzo drobno posiekanego
- 1 szklanka natki pietruszki, posiekanej
- 2 łyżki suszonego oregano
- 2 łyżeczki nasion kopru włoskiego, uprażonych i pokruszonych
- opcjonalnie: 1 łyżeczka chili w płatkach
- 1/2 łyżeczki kminu, mielonego
- 1/4 łyżeczki ziela angielskiego, zmielonego*
- 2 łyżeczki soli (lub do smaku)
- 1/2 łyżeczki pieprzu
- 11/2 szklanki bułki tartej z białego pieczywa (bez skórki)
- 150 g (2/3 szklanki) ricotty, dobrze osączonej na sitku
- 2 łyżki mleka
- 3 jajka, rozkłócone
- tłuszcz do smażenia (oliwa wymieszana z olejem 1:1)
- 1/4 szklanki wytrawnego czerwonego wina
- 3 puszki (po 400 g) pomidorów, drobno pokrojonych
- 1 szklanka bulionu z kurczaka
dodatkowo:
- parmezan, świeżo starty
- listki bazylii lub natka pietruszki, posiekana
W misce wymieszaj i wyrób ręką na gładką masę: mięso, boczek, natkę pietruszki, oregano, koper włoski, chili, kmin i ziele angielskie. Dopraw solą i pieprzem do smaku. W osobnym naczyniu wymieszaj bułkę tartą, ricottę, mleko i jajka i połącz z masą mięsną. Przykryj folią spożywczą i odstaw na godzinę do lodówki.
Wyjmij miskę z lodówki i zacznij porcjować klopsy. Klopsy powinny być tej samej wielkości, żeby się równomiernie ugotowały. Dlatego najwygodniej będzie je odmierzać jakąś miarką. Użyłam łyżki do lodów o pojemności 3 łyżek stołowych – wyszły mi 24 klopsy. Z każdej odmierzonej porcji mięsa utocz w dłoniach zgrabną kulkę i odkładaj je na blachę lekko posmarowaną oliwą. Gdy całe mięso będzie wyporcjowane, rozgrzej na dużej patelni 3-4 łyżki tłuszczu i obsmaż klopsy równomiernie ze wszystkich stron na średnim ogniu. Zrumienione kulki odkładaj na talerz.
Nastaw piekarnik na 150˚C.
Gdy wszystkie klopsy będą usmażone, wlej na patelnię wino i gotuj przez kilka minut na dużym ogniu, aż połowa odparuje. Dodaj posiekane pomidory, razem z sokiem, oraz bulion. Gotuj przez kilka/kilkanaście minut na dużym ogniu, aż sos lekko się zagęści. Dołóż usmażone klopsy, oraz sok, który z nich wyciekł. Przykryj garnek szczelną pokrywką i wstaw do piekarnika na 1-11/2 godziny (sprawdź smak i gęstość sosu po godzinie**).
Podawaj posypane parmezanem i bazylią lub natką pietruszki, z pieczywem lub makaronem.
* Jeśli nie masz mielonego ziela, utłucz na proszek 5-6 całych ziarenek w moździerzu.
** W czasie pieczenia klopsy wchłoną część sosu, który jeszcze bardziej zgęstnieje i przejdzie smakiem przypraw, którymi doprawione było mięso.
Piękne zdjęcie, apetyczne danie. Uwielbiam klopsiki, oczywiście najbardziej klasycznie- w wersji z makaronem.
Pyszna propozycja, zapisuję przepis! Pozdrawiam
No to klopsy będą mi się teraz cały dzień marzyć!
Smacznego dnia;)
Lubię klopsy 🙂 A w tych zaciekawiły mnie dodatki, np. ricotta i boczek 🙂
Zgadzam sie: klasyczne czy nie, z pewnoscia sa smaczne, a przeciez o to wlasnie chodzi, prawda? 🙂
Hi, hi, dyskusję można by zacząć od tego, że nie ma czegoś takiego, jak „włoska” kuchnia, i żaden Włoch tak nie powie, chyba, że do cudzoziemca;-) W ostatniej swej recenzji AA Gill pisał właśnie o tym, że w Italii (jak i we Francji) nie ma restauracji „włoskich” (zaś we FR „francuskich”), są tylko piedmońskie, gaskońskie etc etc, i tylko z lenistwa i komercji obcokrajowców powstał taki twór jak „kuchnia włoska”, zaś Włosi generalnie uważają, że kuchnia „włoska” poza Italią jest niesmaczna i nieautentyczna – to ostatnie na pewno.
Rzeczywiście zestaw przypraw nie wydaje się typowy dla kuchni włoskiej, ale jest intrygujący i chętnie spróbowałabym takich klopsików.
Aniu, poglądy A.A. Gilla tyleż ciekawe, co radykalne 😉 Zgodzę się z tym, że istnieje nurt włoskiej kuchni (mimo wszystko bez cudzysłowu), który już dawno Włochy opuścił, umiędzynarodowił się i wymknął spod kontroli. Należą do niego właśnie klopsy, pizze i makarony, ze spaghetti z sosem bolońskim na czele. Walczyć z tym zjawiskiem nie ma sensu, za dobrze się już zakorzeniło. Ale dalej można te potrawy zrobić smacznie i niesmacznie. Sama kiedyś próbowałam wywalczyć na pewnym forum, żeby kurczaka ze śmietaną i z brzoskwiniami z puszki nie nazywano „kurczakiem po koreańsku”. Nie wiem, co bardziej mi przeszkadzało – to że coś takiego nie istnieje w koreanskiej kuchni i nawet ciężko byłoby wskazać potrawę, która była pierwowzorem, czy fakt, że dla mnie ten twór był całkowicie niejadalny.
Natomiast nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że włoskie jedzenie wszędzie poza Włochami będzie nieautentyczne i niesmaczne, i pewnie wielu Włochów gotujących w restauracjach na całym świecie, słysząc to, śmiertelnie by się obraziło. Gdybym wzięła to sobie do serca, ominęło by mnie sporo smacznych posiłków, w tym niesamowita pizza we Francji i genialne makarony na Filipinach. Za ich dobry smak ręczę własną głową, co do autentyczności – pozostawiam to sumieniom przygotowujących je kucharzy. Ale znam osobiście jednego, który nie dość, że jest Włochem, kucharzem, a do tego uczącym gotowania i twierdzi, że najlepsze włoskie restauracje są… w Japonii 🙂
On jest zawsze radykalny;-) Popiera swą tezę tym, że Włochy nie mają ani jednego międzynarodowego szefa na miarę Ramsay’a czy Ducasse i że w Londynie, Paryżu czy NYC nie uświadczysz restauracji „zaimportowej” z idenytycznym menu i szefami z Włoch. Sa oczywiscie restauracje, gdzie gotują Włosi, ale robią to już w wersji „umiędzynarodowionej”. Przy czym Gill dodaje, że są wyjatki (w Londynie wymienia Locandę Locatelli).
A bo szefami tej klasy co Ducasse to w ogóle mało który naród może się pochwalić…
zapisuję przepis, cudowne zdjęcie !
Jestem wielką fanką kuchni włoskiej, więc taka potrawa bardzo mi się spodobała 🙂
Ulcik, jak wypróbujesz, daj znać, co o nich sądzisz!