Larb – a cóż to takiego, pewnie właśnie pytacie. Larb (także: lap, laap, laab lub larp) to pochodząca z Laosu (co wyjaśniałoby problemy z transkrypcją jej nazwy), a popularna także w Tajlandii sałatka z mielonego mięsa. Coś pomiędzy egzotycznie przyprawionym tatarem (bo istnieją wersje z mięsa surowego) a zdekonstruowanym kotletem mielonym. To wbrew pozorom bardzo dobry pomysł na wykorzystanie tańszych kawałków mięsa, które zmielone i solidnie doprawione stanowią bardzo smaczną przekąskę. Do gustu najbardziej przypadła mi wersja smażona, z chrupiącymi drobinkami wieprzowiny, dużą ilością chili i sosem rybnym, podawana ze świeżymi ziołami i zawsze z dużą ilością warzyw. Larb można jeść też z ryżem. Wydaje mi się, że ilość sposobów na wykorzystanie tego egzotycznego, choć bardzo prostego do zrobienia dania jest nieskończona. Tak samo jak liczba sposobów na jego przyprawienie.
Larb po raz pierwszy spotkałam u Donny Hay, dopiero później zaczęłam szukać innych przepisów w książkach z kuchnią azjatycką. Dzisiejszy przepis to kompilacja tego co w nich znalazłam, natomiast sposób podania inspirowany jest sałatką znaleziona w jednym z ostatnich numerów DHM.
Jeśli ciekawi was, co to to za zielone cudo wije się na talerzu pomiędzy kawałkami wieprzowiny, to jest to wspięga wężowata (fasolnik chiński/ang. snake bean), popularna w Azji zielona fasolka, której strąki dorastają nawet do 90 cm. W smaku podobna jest do zielonej fasolki szparagowej, której spokojnie możecie użyć w jej miejsce.
Larb – sałatka ze smażonej wieprzowiny
z zieloną fasolką, miętą i kolendrą
2 solidne porcje lub 4 na przekąskę
larb:
- 350 g chudej mielonej wieprzowiny
- 1 łyżka oleju
- 2 łyżki zielonej cebulki, posiekanej
- 1 ząbek czosnku, drobno posiekany lub starty
- ½ łyżeczki świeżego imbiru, startego
- 1 mała papryczka chili (lub do smaku), posiekana
- 2 łyżki soku z limonki
- 2 łyżeczki sosu rybnego
- 1 łyżeczka sosu ostrygowego
- ½ łyżeczki brązowego cukru
dodatki:
- 300 g zielonej fasolki, zblanszowanej
- ¼ szklanki świeżych listków mięty
- ¼ szklanki świeżych listków kolendry
Na dużej patelni rozgrzej łyżkę oleju, a gdy będzie gorący dodaj mięso i smaż, na dużym ogniu, cały czas mieszając, aż wieprzowina się zrumieni. Jeśli trzeba, odlej nadmiar wytopionego tłuszczu, następnie dodaj zieloną cebulkę, czosnek, imbir i chili i smaż dalej przez 1-2 minuty, aż przyprawy zaczną mocno pachnieć. Sok z limonki wymieszaj z sosem rybnym, ostrygowym i brązowym cukrem. Dodaj do podsmażonego mięsa, wymieszaj.
Podawaj ze zblanszowaną zieloną fasolką i świeżymi ziołami.
Sałatka ta została inspirowana przepisem z Donna Hay Magazine
***
Przepis dodaję do akcji
Donna Hay – przepisy prosto z Australii
„zdekonstruowany kotlet mielony” 😀
jadałam raz czy dwa w jakiś azjatyckich knajpach, zazwyczaj z surowymi warzywami i chyba kurczakiem. Dobre było bardzo, więc Twoją wersję kupuję w ciemno 🙂
Miłego dnia!
Lardujemy się więc 🙂 Miłego!
Jadlam w wersji tajskiej z kurczakiem taka od tubylcow i robiana w domu. Bardzo smaczna. A to co sie wije na talerzu to po naszemu fasolnik chinski, przynajmniej pod taka nazwa sprzedaja nasiona w ogrodniczym. Ja co roku sadze na dzialce, ale nigdy nie udalo mi sie uzyskac tak intensywnaje zielonej barwy, jakis taki wyblakly jest. Pewnie to kwestia odmiany, ktora u nas sprzedaja.
Thiesso, tak, na surowo jest jasnozielony, właśnie tak jakby wyblakły – zrobię fotkę, jak ją znowu kupię. Po blanszowaniu jego barwa robi się dużo bardziej intensywa. Bardzo lubię smak tej fasolki i odkąd odkryłam tu jej źródło, kupuję ją bardzo często. Ciekawe, że ma tyle nazw – szukając tłumaczenia z angielskiego znalazłam tylko wspięgę wężowatą, teraz jeszcze fasolnik (dopisałam w poście), a i wspięga chińska mi mignęła, jak wrzuciłam w google fasolnik. W każdym bądź razie, ciekawe i smaczne warzywo!
Szukalam polskiej nazwy dla i wlasnie znalazlam: Wspięga wężowata.
Pierwotnie chcialam robic surinamskie Roti z ta fasolka i sosem masala, ale nie moge przejsc obojetnie obok tego przepisu!
Dziekuje za weekendowa inspiracje na smaki orientu 🙂
Ja też się swego czasu naszukałam, ale pięknie się nazywa, jak się okazało 🙂