Pomysł na napisanie blogowej notki o kucharskim uniformie wpadł mi do głowy już jakiś czas temu. Nie byłam jednak pewna, czy jest to wystarczająco ciekawe zagadnienie. Wpis Laury z bloga Books for Cooks o tym, co przeszkadzało jej na kulinarnych warsztatach, w których brała udział, uzmysłowił mi, że nawet jeśli nie jest to arcyciekawy temat, to jest on bardzo ważny. Wiąże się bowiem bezpośrednio z higieną i bezpieczeństwem w miejscach, w których przygotowywane jest jedzenie. Tak, jak Laura, z niedowierzaniem patrzę na rozpuszczone włosy, długie i pomalowane paznokcie czy to uczestników warsztatów, czy autorów kulinarnych filmów instruktażowych. Na szczęście nie wszystkich. Ale prawdziwą zgrozą przejął mnie dopiero, wypatrzony na zdjęciu z pewnych warsztatów, szef kuchni obuty w klapki!
Dlaczego kucharze noszą białe kitle
O co w tym wszystkim chodzi? Już wyjaśniam.
Za mundurem panny sznurem
Mam wrażenie, że ostanimi laty lista zawodów mundurowych, do których przedstawicieli jakoby wzdychają panny, poszerzyła się o kucharzy. Szczególnie odkąd kucharza kojarzymy raczej z gotującymi przystojniakami z telewizyjnego ekranu, niż ze spoconym jegomościem z wielkim brzuszyskiem. Co ich wszystkich łączy? Biały kitel. Bluzy w innych kolorach, owszem, występują, ale niezwykle rzadko. I jest ku temu powód, o czym za chwilę.
Góra kucharskiego uniformu powinna być uszyta z dobrej jakościowo, bawełnianej i dość grubej tkaniny. Grubszy materiał zapewnia lepszą ochronę przed gorącą parą i płynami, którymi można się łatwo zachlapać i w rezultacie poparzyć. Tors jest chroniony podwójnie, przez zachodzące na siebie poły bluzy, które mogą być szybko przepięte, jeśli ta wierzchnia zbyt mocno się zabrudzi. Rękawy również pełnią funkcję ochronną, dlatego powinny być długie. Tak samo spodnie, choć wydaje się to być nielogiczne, skoro w kuchni panuje bardzo wysoka temperatura.
Funkcje ochronne pełnią również fartuchy i zapaski, które mogą być szybko i łatwo zmienione na czyste.
Własnie, czystość. Tak naprawdę trudno długo pozostać czystym, gdy pracuje się zasypywanej zamówieniami kuchni. Czemu więc uniform kucharza jest biały? Przecież na białym materiale plamy są najbardziej widoczne. Ale z niego dają się też najłatwiej wywabić. To biały materiał najdłużej i najlepiej znosi na pranie w gorącej wodzie, silne detergenty i wybielacze, które są niezbędne, żeby pozbyć się nie tylko plam i zabrudzeń, ale i ewentualnych bakterii, które w cieple, wilgoci, na resztkach jedzenia mają świetne warunki do rozwoju.
Ten wąsik, ach ten wąsik
Włos to pewnie ostania rzecz, jaką chcielibyśmy znaleźć w zamówionej w restauracji potrawie. Z własnego doświadczenia powiem, że znalezienie muchy też nie zalicza się do przyjemności, ale mucha przynajmniej nie wiedziała, co czyni. Gotujący może, powinien, a właściwie musi zadbać o to, by przynajmniej zminimalizować prawdopodobieństwo dostania się do przygotowywanego jedznia choćby jednego włoska. Dlatego ma nosić czapkę. Bez dyskusji. A pod tą czapką włosy najlepiej krótkie włosy lub związane, jeśli już wpadł na tak niefortunny pomysł, by przy tego rodzaju pracy mieć je długie. Czapka na głowie i chustka, tzw. krawatka na szyi, działają również jako pochłaniacze potu, a zdaje się, że wizja tegoż skapującego do talerza, jest również mało pociągająca.
Długie rozpuszczone włosy, malowniczo powiewające nad garnkami to najczęstszy grzech pań gotujących na ekranach. Nie ustrzegła się go nawet moja ulubiona Donna Hay.
Wewnętrzne przepisy wielu reastauracji zabraniają zresztą pracownikom kuchni noszenia długich włosów. Tak samo jak nie pozwalają na brody i wąsy. I słusznie. Wyoraźcie sobie tylko obfity zarost kucharza z resztkami próbowanych przez cały dzień potraw. Nie mówiąc już o tym, że włos z brody, czy wąsów ma takie same szanse, by trafić na nasze talerze, jak ten z czubka głowy. Sumiasty wąs może nadawać charyzmatycznego wyglądu, ale w kuchni ma rację bytu tylko wtedy, gdy zarówno on, jak i jego właściciel pełnią w niej już wyłącznie funkcję dekoracyjną.
But wieńczy dzieło
Dobry but do pracy w kuchni musi być bardzo wygodny. Osobie spędzającej nawet kilkanaście godzin na nogach, obuwie musi dawać maksimum komfortu. Zapewni go gruba i sprężysta podeszwa. Podeszwa powinna być wykończona antypoźlizgowym materiałem, bo o wywiniecie orła na zwykle mokrej, kuchennej podłodze nietrudno. Wierzch takiego buta musi być zrobiony z grubej skóry, niekoniecznie naturalnej, żeby dać ochronę przed ewentualnymi urazami. Wyobraźcie sobie spadający, czubkiem w kierunku stopy, ostry nóż, albo ciężki duży gar. Nic dziwnego, że niektóre buty przeznaczone dla pracowników kuchni mają przody wzmocnione metalem.
Taki but nie może wyglądać dobrze, prawda? Profesjonalne buty do pracy w kuchni nie mają wiele wspólnego z tymi z wybiegów, chociaż też potrafią niemało kosztować. Ale, ale… Chodaki Dansko, chętnie noszone m. in. przez pielęgniarki i kucharzy miały swoje 5 minut na blogu The Sartorialist. Sama rozważam kupienie podobnych, bo wygodę cenię sobie, jak mało co. A skoro przy tym mogę zadać szyku, to chyba nie ma się nad czym zastanawiać?
świetny wpis! nigdy nie myślałam o fartuchu w takich kategoriach, dziękuje za uzmysłowienie mi wszystkiego 🙂
o prosze 🙂 zawsze myślałam, że fartuch to fartuch albo inaczej – nigdy sie nie zastanawiałam nad fartuchem!
To cuś jak z pościelą szpitalną…. ugh tak mi się skojarzyło. Tak być powinno, tylko jakie są realia to już inna kwestia, z doświadczenia wiem, że na ogół fartucha brak, rękawy krótkie, buty w stylu dowolnym, wzrok roziskrzony a włos rozwichrzony, no chyba, że u mężczyzn czoło łagodnie opada na plecy to włosa, nawet rozwichrzonego brak…. Choć czasem nawet małe knajpki pozytywnie zaskakują. Ja ostatnio się stołuję u Włocha co to na widoku gotuje i z wyglądu kucharza przypomina 🙂
Fabryko, zabiłaś mnie tym czołem opadającym na plecy :-O
A skojarzenie z pościelą szpitalną, moim zdaniem, całkiem słuszne.
po prostu kategoria: życie 🙂 tak juz mam, z automatu, w senise, że mi nie opada, ale jak już coś palnę…. pozdrawiam kami:)
świetny wpis 😉 ja w sumie fartucha nie mam, ale muszę sobie sprawić jakiś ladny i porządny 😉
Powiedz Kurtowi Shellerowi o wąsach 🙂
Prawdopodobieństwo powrotu K. „na linię” jest raczej małe… A jeśli już, to zawsze może zaczesać sobie wąs pod berecik 😉
Bardzo ciekawy wpis:)
I chciałam zaprosić Cię do wspólnego gotowania.
Bohaterem glównym jest kiwi, z okazji mojej akcji „Kiwi Cię Zadziwi” na durszlaku.
Tematem przewodnim jest przygotowanie deseru (nie ciasta!) z udziałem tego owocu. Przepis powinien się pojawić na blogu w dniach: 18-20.09.2012, więc jest sporo czasu 😉 . Jeżeli wyrazisz chęć proszę o odpowiedź u siebie;).
Pozdrawiam Serdecznie;)
Definitely good information to know! Every bit of the chef’s uniform is important in it’s own right!
Dość rzetelnie napisane. Przyznaję, że od dłuższego czasu zwracam uwagę na takie „drobiazgi” , po lekturach Anthonego Bourdina i po mojej krótkiej acz treściwej pracy w kuchni pewnego lokalu gastronomicznego. Wiele rzeczy być musi. Koniec i kropka.
Pozdrawiam
A.
Koniec i kropka.